Z dnia na dzień, już po rozpoczęciu studiów, dowiedzieli się, że nie ma dla nich miejsc w akademikach. Wiele studentów i studentek Uniwersytetu Warszawskiego zostało nagle bez dachu na głową po tym, jak przez kilka miesięcy nie dostawali żadnej informacji o akademikach.
Z dnia na dzień, już po rozpoczęciu studiów, dowiedzieli się, że nie ma dla nich miejsc w akademikach. Wiele studentów i studentek Uniwersytetu Warszawskiego zostało nagle bez dachu na głową po tym, jak przez kilka miesięcy nie dostawali żadnej informacji o akademikach.
Jest środa 11 października. W dużym holu przy głównych schodach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego jest wyjątkowo ruchliwie i aktywnie. Nie ma przecież jednak sesji, a niemożliwe, żeby tak dużo osób miało poprawki. Odpowiedź jest inna i jest nią protest zorganizowany przez Młodych IP [Inicjatywy Pracowniczej] przeciwko pozostawieniu wielu studentów i studentek na lodzie. Po długich miesiącach ciszy ze strony władz uniwersytetu dowiedzieli się nagle, że dla niektórych nie starczyło miejsc w akademiku. A duża część z nich nie pochodzi ze stolicy i nie ma gdzie się zatrzymać. Dochodzi do tego chaotyczne sposób składania wniosków kilka dni wcześniej i w efekcie mleko się rozlało. Oburzeni tą sytuacją studenci przy wsparciu IP organizują więc protest w postaci "spania w BUWie", który niedawno został otwarty 24 godziny na dobę. To kosztuje, a pieniędzy ponoć nie ma - przynajmniej nie na akademiki.
- Tydzień temu [czyli około 4 października - przyp. red.] studenci - którzy przez całe wakacje nie wiedzieli, czy mają miejsce w akademiku czy nie - dowiedzieli się, że zostali bezdomnymi. Bez podania przyczyny, z wieloma niejasnościami w systemie rejestracji. - mówi Krystian, który został bezpośrednio dotknięty problemem. Nie pochodzi z Warszawy i jak inni nagle został bez dachu nad głową. - Uznałem, że czemu by nie zrobić z tego dużej akcji? Skoro otworzyli BUW 24/7, to możemy w ten sposób rozwiązać problem mieszkaniowy. Na szczęście aferę akademikową udało się w końcu rozwiązać i większość osób dostała miejsce do mieszkania, ale stało się to dopiero po tym, jak przerwaliśmy proces inauguracji, wyciągając rektora z Audytorium Maximum. Jest o co walczyć, bo zdarzyło się to raz i może zdarzyć się raz jeszcze, gdyż miejsc brakuje. Nie stać nas na to, żeby wynajmować mieszkanie czy pokój w Warszawie, wobec czego potrzebujemy więcej miejsc w akademiku.
Jak przebiegał proces rejestracji?
- Są trzy tury. Pierwsza jest dla osób, które już mieszkają w akademiku, druga dla osób, które są studentami niemieszkającymi w akademiku, a trzecia dla osób, które nie są studentami, ale mogą wynająć pokoje, jeżeli te są jeszcze dostępne. Składamy wnioski w pierwszej turze i dopiero jak wszystkie są rozpatrzone, to zaczyna się druga tura. Tak było zawsze. Natomiast w tym roku złożyłem wniosek w pierwszej turze i z jakiegoś powodu go nie rozpatrzono, przeszedł do drugiej tury. Tam również go nie rozpatrzono, w związku z czym przeszedł do trzeciej. Kiedy ta zakończyła się pod koniec wakacji, dowiedziałem się, że brakuje miejsc i wniosek został rozpatrzony negatywnie. Dowiedzieliśmy się, że jest lista rezerwowa, w której nie ma znaczenia odległość od miejsca zamieszkania do uczelni (w rozumieniu z miasta rodzinnego) ani dochód, tylko jest ona na zasadzie "kto pierwszy ten lepszy". Obudziłem się o szóstej rano, żeby wpisać się na listę pierwszy, po czym nagle okazało się, że jednak pod uwagę brane jest tylko kryterium dochodowe. To było bardzo słabe, ponieważ procedura zeznania dochodowego jest tak trudna, że musisz zawyżać dochody, żeby mieć śwęty spokój i móc w ogóle złożyć wniosek. Jeśli ktoś z twoich rodziców nie jest bezrobotny, to nie masz szans, żeby ci się udało. - wyjaśnia Krystian - Osoby, które wpisały się na listę rezerwową nie otrzymały informacji, na którym miejscu są na liście, a przypominam, że to było już po rozpoczęciu roku akademickiego. Czyli nie wiedzieliśmy, czy szukać mieszkania ani nawet kiedy będzie zamknięcie listy. Datę ogłoszono dopiero w trakcie protestu.
- Decyzja padła dopiero późnym wieczorem 4 października, w momencie, w którym studia trwały od drugiego. Co mieli zrobić ludzie, którzy przyjechali z daleka nie wiedząc, co ze sobą zrobić? - mówi Sonia, która pomagała w organizacji protestu. - Ta afera to była kropla, która przelała czarę goryczy. Główny problem, który chcemy nagłośnić, to zupełne ignorowanie przez władze uczelni pogarszających się warunków materialnych studentów. Uczelnia nie buduje akademików, a studenów przybywa. Infrastruktura jest wyprzedawana - są prywatne stołówki, automaty i studenci nie mają jak jednocześnie pracować i studiować tak, żeby się utrzymać chociaż na tym minimum.
- Najgorsze nie jest to, że nie dostało się miejsca w akademiku. Zawsze było to ogłaszane na kilka miesięcy przez początkiem roku tak, aby był czas sobie coś załatwić. Natomiast w tym roku nie powiedziano nam tego ani w lipcu, ani w sierpniu, ani we wrześniu, ale dopiero na początku października! - mówi Krystian. Razem z Sonią zgodnie stwierdzają, że znalezienie mieszkania w Warszawie z początkiem października jest bardzo ciężkie. - Najgorsze klitki wynajmowane są za półtora tysiąca złotych.
- Kilkaset osób otrzymało negatywną odpowiedź na wniosek. Wybuchła więc afera, a kiedy zrobiliśmy protest, to nagle okazało się, że wszyscy dostali miejsce. To słabe, bo oznacza, że najpewniej zużyli je na coś innego. Miejsca i pieniądze zawsze są, tylko jak się nie krzyczy, to ich nie ma.
Innym problemem jest też brak pokojów socjalnych bądź stołówki. Jest wprawdzie jedna - na Kampusie Głównym - ale nie jest duża i zawsze jest tam kolejka i brak miejsca do siedzenia. Nie zdąży się więc tam zjeść niczego w trakcie 15-minutowej przerwy. A wystarczyłaby po prostu mikrofala i czajnik - mówi Sonia.
Dlaczego więc spanie w BUWie? Jak mówią protestujący, jest potworny kryzys mieszkaniowy, studenci nie mają gdzie mieszkać, a w tej sytuacji otwiera się całodobowo BUW. Pytanie w ogóle brzmi: po co? Mało kto teraz tu przychodzi w nocy, a dla Panów z ochrony to duże obciążenie. Rozmawiałam z nimi dziś i mówili, że to dla nich niekorzystna sytuacja. To dziwne rozwiązanie, które nie uderza w sedno problemu i nikomu nie pomaga.
Co więc można zrobić jako student i co mogą zrobić władze?
- Na pewno powinni ujawnić dane i statystyki dotyczące akademików i świadczeń socjalnych. Obiecali, że to zrobią za dwa tygodnie. Nie chcieli tego zrobić, bo wiedzą, że dane stoją po naszej stronie. Jak jednak zaznacza, nie chodzi tu o dynamikę czy walkę my-wy, bo takowej nie ma. - Zależy nam na tym, żeby uczelnia była lepszym miejscem dla wszystkich: studentów, doktorantów, pracowników naukowych i nienaukowych, również dla władz rektorskich. Chcemy położyć nacisk na to, że jesteśmy bandą dwudziestoletnich studentów, a oni są specjalistami w sprawach administracji czy ekonomii i to ich praca, aby zapobiec takim sytuacjom. - mówi Teresa.
Problem udało się więc rozwiązać, ale doraźnie. Studenci czekają wobec tego na dalsze decyzje z nadzieją, że działania będą długoterminowe.
Data utworzenia: 14 października 2023
W tym roku do drugiej edycji wciąż świeżego stołecznego plebiscytu nie dostały się drzewa z Wesołej ani Rembertowa. Na ratunek lokalnej chlubie przychodzi jednak dąb szypułkowy ul. Kadetów 33. Pomóżmy mu w zdobyciu należytej nagrody!
Które z około 9 milionów warszawskich drzew będzie tym jednym? W zeszłorocznym głosowaniu wygrał dąb z Białołęki, a podium zamknął ponad stuletni dąb z rembertowskiej ul. Płatnerskiej. Swoje propozycje możemy zgłaszać do 11 sierpnia.
Ex aequo z mieszkańcami Wilanowa. Tak wynika z badań Barometru Warszawskiego, gdzie 93% mieszkańców Wesołej zadeklarowało, że są zadowoleni z życia w stolicy. Nie jest to jednak pierwsze miejsce zadowolenia ze swojej dzielnicy - tutaj wygrywa Mokotów. Barometr zaoferował też więcej ciekawych danych, m.in. o miejscach parkingowych czy... potencjalnej prohibicji.
Chcesz otrzymywać od nas najnowsze wiadomości bezpośrednio na Twoją skrzynke mailową?