Tytułem wstępu powiem, że w mojej rodzinie istnieje zwyczaj, że co roku, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia wybieramy się do teatru. Wybór zazwyczaj pada na Teatr Capitol, zlokalizowany niedaleko Placu Bankowego w Warszawie, a sztuki, na które się wybieramy, to zazwyczaj komedie. W zeszłym roku był to spektakl „Urodzinowy prezent” – dotyczący randkowania, w tym roku był to „Boeing, Boeing”, czyli kolejny spektakl w temacie relacji między kobietami a mężczyznami.
Widz poznaje głównego bohatera – Maxa, czyli młodego singla, który przyjechał do Warszawy z województwa warmińsko – mazurskiego. Mieszka w Warszawie i pracuje w zawodzie, który nie jest raczej pracą „od ósmej do szesnastej”, jest to raczej, jak sądzę – praca, gdzie za cenę dostatniego życia, ma się życie „na wariata”.
Max, czując się nadal młody i atrakcyjny, chce czerpać z tego pełnymi garściami. Widząc jednak, że randkowanie z kobietami ma też swoje minusy, wymyślił arcyciekawy system, który w jego opinii jest idealny. Prowadzi relację jednocześnie z trzema dziewczynami, stewardessami, które pracują dla 3 linii lotniczych:
Janet – pracuje dla linii lotniczych, obsługujących relacje z Polski do USA (czerwony mundur),
Jola – pracuje dla naszego narodowego przewoźnika LOT (niebieski mundur),
Johanna – pracuje dla Lufthansy (musztardowy mundur).
Główny bohater, w spektaklu ma jeszcze obok siebie gosposię, panią Nadię. W spektaklu jest trochę „mamusią” dla Maxa.
Spektakl rozpoczyna się sceną sobotniego śniadania z Janet, która tego dnia ma lecieć do Stanów Zjednoczonych i wrócić w poniedziałek. Widzimy tu typowe nieśpieszne śniadanie, okraszone rozmową zakochanych. Co jakiś czas wchodzi pani Nadia, która przynosi kolejne porcje jedzenia, jednocześnie subtelnie narzekając, że „to jedzenie wcale nie jest takie zdrowe”. Zakochani ustalają jednocześnie, kiedy się znów zobaczą. Wszystko to skrzętnie zapisuje Max w swoim kalendarzu. Po wyjściu ukochanej, do mieszkania wpada Paweł, kolega Maxa jeszcze z liceum. Rozmawiają o dawnych czasach. Paweł to ten „nieśmiały” i zakompleksiony kolega w relacjach z kobietami. Jak się dowiadujemy, ma narzeczoną, ale jest to relacja raczej z rozsądku. Max pokazuje Pawłowi system, jaki wymyślił, mówiąc, że jest on „idealny”. Opiera się on na rozkładzie linii lotniczych, które startują i lądują na warszawskim lotnisku. Dzięki niemu może działać aż na 3 fronty. Paweł na początku jest do tego sceptycznie nastawiony, ale późniejsza akcja pokaże co innego.
Tego samego dnia, kiedy Janet leci do USA, w mieszkaniu ma zjawić się tylko na chwilę Jola, a potem Johanna. Max ustala z panią Nadią szczegóły posiłków, jednocześnie oddając się sympatycznej pogawędce z dawno niewidzianym kolegą. Niestety, dalsza akcja spektaklu pokazuje, że Max popełnił błąd w obliczeniach. W finale jesteśmy świadkami tego, czego nikt chyba się nie spodziewał.
Jak dla mnie poziom artystyczny jest faktycznie Wysokich Lotów; widz przez 2h 30 min (oczywiście z przerwą – około 15 min) leci tytułowym Boeingiem i ma zagwarantowaną rozrywkę na najwyższym poziomie. Jak osiągnięto ten sukces?
„Kapitanem” tego Boeinga jest reżyser - Wojciech Adamczyk. Nazwisko może się Państwu skojarzyć chociażby z doskonałym serialem „Ranczo”, który teraz ma status kultowego. Przekładu z oryginału francuskiego dokonał Bartosz Wierzbięta – ten sam, który na koncie ma bardzo udany przekład na polski dialogów do chociażby filmu animowanego „Shrek” czy „Asterix i Obelix – Misja Kleopatra”, wplatając tam żarty, które są zrozumiałe dla polskiej kultury.
Drugim kapitanem są dwa zespoły aktorów. Główną rolę gra tutaj Mikołaj Krawczyk (nie, nie z tych Krawczyków co Krzysztof Krawczyk ani nie ten Karol Krawczyk z „Miodowych lat” - aktor znany jest z głównej roli w serialu „Pierwsza miłość”) na zmianę z Michałem Mikołajczakiem (grał między innymi w filmie „Miasto 44” oraz w serialu telewizyjnym „Czas honoru. Powstanie”). Ja trafiłem na pana Mikołaja, który swoją rolę odegrał znakomicie. Pewny siebie, wiedzący czego chce, a potem przerażony, że jego plan się sypie. Doskonale zbudowana postać.
Rolę Nadii gra Dorota Chotecka (znana z „Miodowych lat” oraz z „Rancza”) na zmianę z Beatą Olgą Kowalską (grała w „Ranczu” rolę żony doktora Wezuła). Miałem przyjemność widzieć w tej roli panią Beatę Olgę Kowalską, czyli „Doktorową”. Doskonałe teksty, doskonale zbudowana postać, znakomite dowcipy.
Rolę Pawła grają tu na zmianę: Józef Pawłowski (zagrał jedną z głównych ról w filmie Jana Komasy „Miasto 44”) z Adrianem Zarębą (zagrał w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy „Powidoki”, w „Wołyniu” Wojciecha Smarzowskiego oraz zagrał rolę syna Ryszarda Kuklińskiego w filmie „Jack Strong”). Miałem okazję widzieć w tej roli Józefa Pawłowskiego, który doskonale zbudował swoją postać – najpierw jako ten, którego pamiętamy z liceum – ten nieśmiały kolega, wycofany, nieobeznany z kobietami, później – diametralna zmiana.
Rolę Joli gra na zmianę Dagmara Bryzek (grała w „Koronie Królów” oraz w „Pierwszej Miłości”) z Marią Dejmek. Doskonale zbudowana postać kobiety, która już na wstępie wyczuwa, że coś nie gra, a później intuicja jej nie zawodzi, jednocześnie jej zaskoczenie rośnie. W tej roli widziałem – choć mogę się mylić - panią Dagmarę.
Rolę Johanny gra Barbara Garstka na zmianę z Mają Kowalską. Miałem okazję widzieć w tej roli Maję Kowalską – w mojej ocenie tak doskonale zbudowała swoją rolę, że łatwo można się nabrać, że to native speaker, doskonale słyszalny niemiecki akcent.
Rolę Janet gra tutaj młodziutka aktorka Katarzyna Gałązka (ukończyła studia w 2020 r. ale już zagrała kilka ról – między innymi epizod w „Na dobre i na złe”) na zmianę z Katarzyną Kołeczek (gra w „M jak miłość”). W tej roli widziałem Katarzynę Gałązkę, która znów – pięknie zbudowała swoją postać, słychać było doskonale ten „amełykański” akcent, trochę też było widać, że Janet zapuszcza korzenie w Stanach.
Po obejrzeniu spektaklu pozostaje odpowiedzieć sobie na pytania: Czy z miłości można zrobić biznes? Czy warto? Na te pytania każdy musi sobie odpowiedzieć już sam.
Z taką refleksją zostawiam Państwa, polecając jednocześnie odwiedzić Teatr Capitol w Warszawie, jeśli szukacie Państwo rozrywki iście Wysokich Lotów.
CAPITOLnie pozdrawiam.
Data utworzenia: 3 stycznia 2025
Zacznę ten artykuł od prozaicznego stwierdzenia - podróże kształcą. Mam o tyle szczęście, że ilekroć odwiedzam rodzinę w Sopocie, mam okazję poznawać Trójmiasto jako turysta. W tym roku odwiedziłem bardzo ciekawą placówkę muzealną pod nazwą „Muzeum Emigracji”.
Stacja Muzeum, czyli dawne Muzeum Kolejnictwa, które od lat 90. ubiegłego wieku mieści się w budynku dawnego dworca kolejowego Warszawa Główna, dzięki decyzji z 2015 r. o zmianie właściciela z PKP S.A na Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego, stało się miejscem, które naprawdę żyje, a nie jest tylko stereotypowym muzeum.
Jest duży, zły wilk, dzielny bohater z trudną przeszłością i masa przyjaciół skorych do pomocy. Całość polana karpackimi wierzeniami ludowymi i motywami wojennymi w tle. "Pamfir" udowadnia jednak, że nie wszystkie bajki kończą się dobrze. Pokazuje za to często brutalną i niesprawiedliwą rzeczywistość.
Chcesz otrzymywać od nas najnowsze wiadomości bezpośrednio na Twoją skrzynke mailową?